Pożegnanie człowieka niezłomnego
Kto dziś jeszcze pamięta późną jesień 1981 roku? Listopadowa i grudniowa,
ponura pogoda, zapowiadająca nadejście ponurej pory stanu wojennego. Codzien-
ne, ponure spotkania na Komisji NSZZ "Solidarność", niezbyt dużego zakładu, w
niezbyt dużym mieście, w centralnej Polsce. Patrząc sobie nawzajem głęboko w
oczy, witaliśmy się niewerbalnym pytaniem: "kiedy nas zlikwidują?". Nasi, z
Komisji Krajowej, szaleli wówczas jeszcze w Radomiu. My, w komisjach prowin
cjonalnych, wiedzieliśmy, że jest to już schyłek "Solidarności". "Władza ludowa"
stosowała wobec ludu coraz bezczelniejsze prowokacje. Nasilał się stan politycz-
nych szykan i medialnej nagonki, gorszej niż obecne szkalowanie Węgrów,
Polaków i Czechów, przez neokomunistycznych kacyków unijnych. Różnica
polega na tym, że teraz, na żądanie totalnej targowicy, junkersi, timmermansy i
ghuye verhofstadty, próbują wykończyć nas politycznie i ekonomicznie; wówczas
sądziliśmy, iż zaproszeni przez "władzę ludową", wykończą nas "przyjaciele"
sowieccy fizycznie. Spodziewając się apokalipsy, jednak niezłomnie kontynuowa
liśmy nasz rozpaczliwy, pokojowy bój o odrobinę niepodległości, skazany na
unicestwienie, jak dziewiętnastowieczne zrywy powstaniowe naszych przodków.
Niewiele wiedzieliśmy o przeszłości naszego zakładowego Przewodniczącego.
Chodziły słuchy, że był w AK. W ów ponury czas, lepiej było nie ujawniać swojej
antykomunistycznej przeszłości, nie wiedzieć nic o przeszłości kolegów. Tajnych
donosicieli nie brakowało. W 2017. dopiero dowiedziałem się, z biograficznej o
nim, niewielkiej publikacji (dostępnej w czytelni miejskiej biblioteki), że, po
wojnie z Niemcami, przypadkiem znalazł się na środkowym Wybrzeżu, gdzie
przypadkiem trafił do "bandy" Bojowej Organizacji Armii Krajowej, walczącej z
przestępczą władzą, zainstalowaną przez sowieckiego okupanta. Nie przypadkiem
zapewne znalazł się po tej, a nie po tamtej stronie. Przez nadzwyczajną kastę tejże
władzy, osądzony na karę śmierci w wieku 17 lat, został ocalony przez "litości-
wego" prezydenta PRL - Bieruta i miłosiernie skazany na dożywotnią katorgę w
obozie pracy, w Jaworznie. Dzięki tow. Gomułce, trochę mniej krwawemu wodzo
wi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, rządzącej wówczas totalnie tym
krajem, z legitymacji Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dostąpił
ułaskawienia swoich win, popełnionych wobec komunistów. Następny wódz PZPR,
gen. Jaruzelski nie wykazał szlachetnej tolerancji dla działalności na rzecz
Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego, internując p. Wieśka w
pospolitym więzieniu.
Ufam, że nikt nie miał doń pretensji, iż po zwolnieniu z internowania nie podjął
już działalności podziemnej. Każdy niemasochistyczny organizm żąda odpoczynku,
po wielu długich trudach, zagrażających życiu. Przyznać trzeba, że bez niego dzia
łalność podziemnej "Solidarności" szła kulawo. Faktem jest, że niełatwo było
prowadzić krecią robotę, pod nadzwyczaj rozbudowaną donosicielsko komórką
wojewódzkiej SB. Do dziś miasto opanowane jest postkomunistycznym nastro-
jem, niczym warszawka i inne, największe metropolie tego kraju. Mimo wszelkich
wewnętrznych i zewnętrznych wrogich działań, udało się stworzyć system na tyle
niezawisły, byśmy Naszego Przewodniczącego mogli pożegnać z wojskowymi
honorami. Dzięki Pana niezłomnej postawie, Panie Wieśku, z podniesionymi
głowami i bez obawy narażenia się na szykany władzy, możemy dziś głosić:
Cześć Pana Niezłomnej Pamięci, Kapitanie Józefie Szymański!
Zbigniew M. Kozłowski 3.02.2019



