Czytając Ziemkiewicza "Myśli nowoczesnego ENDEKA"
w 90% zgadzałem się z każdym niemal słowem zapisanym w tej książce. Treści
dziewięciu rozdziałów odczytywałem, niczym własne myśli, nazwane i wydruko-
wane na papierze. Przejrzyste, prawdziwe, uzasadnione i poukładane oceny stanu
III RP po dwudziestu (25) latach niepodległości. Czytałem owe 9 rozdziałów,
podziwiając przenikliwość autora i oczekując efektownego podsumowania i
zakończenia tematu, a właściwie - uzasadnienia użycia narodowo - demokratycz-
nego skrótu w tytule.
W sprawie antysemityzmu Polaków z autorem już polemizowałem niegdyś na
Blogu Newsweeka, a wyglądało to tak:
"W latach sześćdziesiątych u.w. udowodniono matematycznie, że przy istnie-
jącej w USA liczebnej przewadze rasy białej, w ciągu 150 lat zaniknęłaby rasa
czarna, w procesie konsekwentnego mieszania krwi. Przeciętny obywatel Stanów
miałby tylko nieco ciemniejszą karnację (á la Latynos), nieco grubszy nos i
bardziej namiętne usta. W zamian pozbyłby się rasistowskich problemów. Co
stało na przeszkodzie, by piękne Polki wychodziły za przedsiębiorczych Żydów, a
Polacy, zamiast podniecać się antysemickimi stosunkami, żenili z czarnowłosymi i
ciemnookimi Żydówkami? W II RP na przeszkodzie stał antagonizm religijny, w
PRL - "nacjonalistyczne odchylenie", a obecnie Ziemkiewicz tłumaczy, że Żydzi
zawładnęli naszą gospodarką i tuczą się naszym kosztem. To ja pana powiem,
panie Rafał, idąc tropem pańskich wywodów, to mnie jest żal, co mój tate nie
poślubił bogata Salcie, albo moja mame nie wydała się za Żyd, co miał gut
geszeft. Żałuję, że Gomułka, zamiast podnieść narodową sprawność umysłową,
wypędził resztę polskich Żydów, ocalałych z holokaustu. Żałuję więc, że nie
jestem bogatym i szanowanym Polakiem w EU lecz biednym Polakiem, pracują-
cym dla bogatych Żydów i przez nich oszukiwanym, jak pan twierdzi. A najbar-
dziej żałuję, że "prawdziwi Polacy", zamiast antysemityzmu, nie wchłonęli
semickiego pierwiastka przedsiębiorczości. Zapewne Anglicy nie kpiliby dziś z
naszych pomywaczy, mając pod bokiem konkurencję warszawskiego City, a
Obama dzwoniłby najpierw do Warszawy, przed podjęciem ważnej dla świata
decyzji ekonomicznej. Może zamiast zlikwidowanych PGR-ów mielibyśmy
kibuce, ale nikt na zmywak do Londynu nie musiałby jechać, żeby przeżyć. Jestem
przekonany, że podobnie myśleliby w kraju bezrobotni, emeryci, renciści i pacjen-
ci oraz poniżani w Great Britain, gdyby się nad tym zechcieli głębiej zastanowić.
Doszliby zapewne do wniosku, że chętnie oddaliby swoją czystopolskość rasową,
z krótszymi nosami i polski system gospodarki kapitalistycznej, oparty na wyzys-
ku i złodziejstwie, gdyby mogli, za uczciwą pracę, utrzymać swoje rodziny i mieć
zapewnione środki na starość. Może warto było wnieść trochę rygorów kultury
judaistycznej do katolickiej tolerancji, by tylu ochrzczonych i obierzmowanych,
upojonych wódą, nie płynęło rynsztokami. Nasze elity polityczne świadczą o tym,
że istotnie, nie jesteśmy najmądrzejszym narodem. Za naszą głupotę winić jednak
Żydów, to jest panie Ziemkiewicz - przepraszam - szczytem głupoty. I niech
Pan nie baje, że przy całkowicie polskich władzach (od góry do samego dołu),
polskiej administracji, policji, wojsku i sądownictwie, przy szczerej miłości pol-
skiej większości społeczeństwa II RP do Żydów, ci zamknęli się szczelnie w
swoich gettach, gromadząc w swoich bankach niebywałe bogactwa, złupione na
naiwnych Polakach i niszczyli polską przedsiębiorczość. Dla zdrowego rozsądko-
wo, znającego nieco historię Polski, niezbyt prymitywnego, współczesnego czło-
wieka, te prawicowe dyrdymały z zakresu czarnego PR - po prostu - nie są do
przyjęcia.
Zastanawiam się, jaką filozofią kierują się demagodzy polskiej prawicy,
wykazujący miernotę umysłową Polaków słowiańskiego pochodzenia (i nielicz-
nych - sarmackiego), stwierdzając wykorzystywanie naszej naiwnej indolencji
przez sąsiednie nacje i Żydów. Przecież nie filozofią Jana Pawła II, prof.
Tischnera, księdza Twardowskiego, ani nawet abp. Życińskiego. Truizmem, że
jesteśmy historycznymi ignorantami, że historia nie jest dla nas nauką życia, przez
co popełniamy wciąż te same błędy, Ziemkiewicz stara się podbudować słuszność
antysemickiej doktryny narodowców. Wygląda na to, że spuścizna Dmowskiego i
przedwojennej endecji ma większą moc przekonywania od współczesnych auto-
rytetów. Ja mogę zrozumieć moherową ćmę, uległą obłudnej ideologii ojca
dyrektora. Nie rozumiem natomiast, co skłania erudytów pokroju Ziemkiewicza do
zamiany inteligencji na populizm, do bezpowrotnej utraty zaufania i autorytetu,
pośród ludzi myślących." Obecnie, po przeczytaniu "Myśli nowoczesnego
endeka", złagodziłbym nieco swoją krytykę. Przede wszystkim nie użył wyrazu
"bezpowrotnie" w ostatnim cytowanym zdaniu, bowiem proza i inteligencja autora
oraz jego bezgraniczna miłość ojczyzny zniewala, nie zniechęcając do postawio-
nych ocen i opinii, niezgodnych z moimi przekonaniami, a wręcz zachęcając do
polemiki z owymi dziesięcioma procentami niezgodności.
W dziesiątym, ostatnim rozdziale książki, autor namawia, byśmy wzorem
Amerykanów z USA budowali swoją samorządną Polskę wbrew "nowej klasie",
okradającej nas materialnie i politycznie. Jakże mamy to uczynić, skoro 90%
Polaków ma w nosie pracę organiczną, patriotyzm i temu podobne pierdoły. Chce
kosić kasę, zezwalając "nowej klasie" i kolesiom Tuska na wyzyskiwanie obywa-
teli i wysysanie profitów z majątku państwowego i samorządowego, jako przywi-
leju, przynależnemu rządzącym na wszystkich administracyjnych szczeblach.
Większość obywateli zdaje się tolerować (nie kochać) swoje państwo, które
Ziemkiewicz określa tak: "Państwo zwane szalbierczo "neoliberalnym" przypo-
mina natomiast szulernię, w której zblatowani z właścicielem cwaniacy bez-
karnie łupią frajerów, wyciągając, jak im akurat potrzeba, karty z rękawa bądź
chowając je tam, a egzekwowanie przez sędziego i strażników porządku polega
na dopilnowywaniu, aby przegrani niezwłocznie i sumiennie regulowali należ-
ności." "W zakresie transformacji gospodarczej i ustrojowej III RP okazała się
najdłuższą peerelowską "odnową" czy też, jak to mawiano w centrali, piere-
dyszką, która uratowała pozycję nowej klasy i umożliwiła jej wydojenie kraju z
zasobów. Zasoby te i możliwości zadłużenia są już jednak na ukończeniu.
Rządzącym elitom pozostaje tylko jeden, ostatni "myk" - sprzedać Polskę
dającemu najwięcej."
Już na początku transformacji Pierwszy Przewodniczący zapowiedział, że nie
będziemy poszukiwać utopijnego systemu, wybraliśmy najlepszy i najbardziej
odpowiadający Polakom kierunek. I taki został przez nich zaakceptowany. Coś
pośredniego między uczciwością rosyjsko - ukraińską, a przyzwoitością grecko -
włoską, z rozrodzoną do ponadpółmilionowej rzeszy, wszechwładną biurokracją.
Neoliberalna lub (jak woli ją nazywać Ziemkiewicz) neosocjalistyczna ekipa
Tuska, doprowadziła państwo do stanu dyktatury tak rozbudowanej biurokracji, że
ustępujący prezydent, też pochodzący z rządzącej ekipy, w akcie ostatecznej
desperacji, decyduje się w referendum zadać narodowi pytanie: czy życzy sobie
by urzędnicy służyli obywatelom, czy powinno pozostać odwrotnie.
Połknąwszy 90% książki, z aprobatą i wypiekami wstydu na twarzy, że
pozwoliłem nowej klasie ograbić się i ubezwłasnowolnić (ja, który esbekom się
nie kłaniał), oczekiwałem w napięciu ukazania, w dziesiątym rozdziale, nowej lub
odświeżonej drogi do wolności, wytyczonej przez narodową demokrację. Po
zamknięciu tylnej okładki, zdechłem jak przedziurawiony balonik, jak przebita
dętka. W ostatnim rozdziale bowiem, autor bardzo lakonicznie proponuje mi
zapoznać się z twórczością Dmowskiego i zaakceptować poczynania ojca Rydzyka.
Powiada: "Nie uratuje nas żaden charyzmatyczny wódz i zbawca, żadna obca
protekcja. Albo się zorganizujemy i uratujemy sami, albo własnymi siłami
wymusimy na elitach, by się kierowały interesem wspólnoty, a nie końcem
własnego nosa - albo po raz kolejny w naszej historii szlag nas trafi." Trudno,
skoro nie stać nas na wydanie z siebie nowego Piłsudskiego (liczyliśmy na Tuska,
ale wolał kosić kasę w Brukseli), to będziemy emigrować, gdy "szlag nas trafi".
Wszak mamy w tym duże doświadczenie - od trzech wieków, co 20 lat wypluwa-
my z siebie po 2 miliony. Już ekipa rządząca grozi wynarodowieniem i zabraniem
emerytur, jeśli się nie poprawimy. Dziadek pochodził z zagranicznych obecnie
kresów, Tusk - z poniemieckich Kaszub, jeśli nie żydowski, to może muzułmański,
spolszczony mesjasz przywróci nam ochotę do walki za upadłą ojczyznę. Nie
powinniśmy zatem wzbraniać się przed przyjęciem każdej ilości uchodźców. I tak
niewielu z nich tu pozostanie na dłużej.
"Nie trzeba zamykać oczu na ich wady, żeby Polaków kochać. Trzeba ich
kochać, żeby ich widzieć takimi, jakimi są." Te dwie "Myśli nowoczesnego
endeka" Rafała Ziemkiewicza, rozwinąłbym w sposób następujący: w istocie,
trzeba Polaków bardzo kochać, by chcieć się im przypatrywać. Niewielu jest
obcokrajowców, którzy poznawszy Polaków, odczuwają do nich sympatię; nie
ma na Ziemi takiego kraju, którego mieszkańcy kochają Polaków, przybyłych do
nich w większej ilości. Próbowali tego Irlandczycy i Brytyjczycy, ale po kilkuset
tysiącach (lub kilku milionach) przybyłych doń polskich imigrantów - przestali.
Wcale nie palimy się do walki ani z wrogami zewnętrznymi, ani z nową klasą.
Jesteśmy jak wypierdziana kiszka stolcowa, jak gumowa lalka bez powietrza. Nie
chce nam się mobilizować, ani wiązać w jakiekolwiek stowarzyszenia. Nawet w
związkach zawodowych jest nas najmniej w UE. Jeśli nie udaje się kosić kasy w
tym kraju - wyjeżdżamy z niego. Ma 90% racji Ziemkiewicz, winą za stan państwa
obarczając rządzące sitwy z układu okrągłostołowego, za złodziejską transforma-
cję, za ogromne bezrobocie, nędzę znacznej części społeczeństwa, ciężką chorobę
systemu opieki zdrowotnej, za skancerowanie wymiaru sprawiedliwości. 10%
winy leży jednak po naszej stronie, co należy obiektywnie przyznać. W tym, że
daliśmy się zwieść obłudnym obietnicom łatwego koszenia kasy, że pozwoliliśmy
uczynić się przedmiotem skundlonych polaczków, stojących po prośbie do rodzi-
mych lub unijnych, wszechpotężnych urzędników. Zajmując się publicystyką
historyczną, powinien Ziemkiewicz wiedzieć, iż w większości zawsze byliśmy
klientelą rodzimych magnatów, bądź zaborców i tak nam to pozostało. Gdyby nie
strategiczny geniusz i patriotyczny upór Piłsudskiego, prawdopodobnie nie odzys-
kalibyśmy w 1918 niepodległości. Nie starczyło by nam determinacji, jak nie
starczyło głównodowodzącym w 1939.
Powiem szczerze: nie przekonał mnie autor, iż walczyć o lepszą Polskę,
przeciw nowej klasie, powinniśmy pod sztandarem ENDECJI, wraz z kibolami.
Wypaliły się doktryny zarówno narodowej demokracji, jak i socjalistycznej
lewicy. Zdemoralizowany neoliberalizm, zastąpiony został przez chrześcijańską
moherową demokrację; zapewne na krótko. Kolesie i koleżanki Tuska złapią
wkrótce trzeci oddech i odzyskają władzę. Szkoda mi tylko młodych, dzielnych
ludzi, garnących się do działań patriotycznych - kolejnego pokolenia zawiedzio-
nych, zniechęconych i wyjechanych. Powinniśmy ich wspomóc nową, świeżą,
nieskompromitowaną ideą, a nie odgrzewaniem przeterminowanych ideologii,
śmierdzących naftaliną.
zmk

