Deutschen Unannehmlichkeiten

     Pierwsze niemiłe doświadczenie miałem z niemiecką firmą obiecującą 
zatrudnienie w RFN, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W 
obszernym biurze, na ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, wypełniłem niezbędne 
formularze; na pobliskiej Poczcie Głównej wpłaciłem żądaną opłatę manipu- 
lacyjną. Po okazaniu dowodu wpłaty, otrzymałem zapewnienie zatrudnienia w 
Niemczech, w przeciągu miesiąca. Po trzech miesiącach braku jakiejkolwiek 
wiadomości, udałem się do firmy osobiście, by zasięgnąć informacji. Oczywiś-
cie, obszerne biuro na Świętokrzyskiej dawno już się zlikwidowało; po 
niemieckim pośredniku wszelki słuch zaginął. Ugodzony dotkliwie, nie tyle na 
kieszeni, co na honorze, zgłosiłem oszustwo do prokuratury. Lata dziewięćdzie-
siąte były dekadą największych oszustw, przekrętów i kradzieży w dotychcza- 
sowej historii Polski. Wówczas to utarło się w Niemczech powiedzenie: "jedź 
do Polski, twój samochód już tam jest". Ujmą na honorze Polaka było więc 
wielką zostać oszukanym przez Niemca. Gdy okazało się, że wielu naiwnych 
Polaków zostało, jak ja, oszukanych przez tegoż jegomościa, prokuratura 
skutecznie ścignęła przedsiębiorczego Niemca. Sprawa toczyła się wiele lat. 
Nie wiem jakie konsekwencje poniósł. Mnie zwrócił wprawdzie zapłaconą 
kwotę z nawiązką, ale niemiecki smród dotąd w pamięci pozostał. 
     Początek lat dziewięćdziesiątych kojarzę z niesamowitym rozwojem handlu 
w Polsce. Po komunistycznej nędzy było to kwitnące odrodzenie polskiej 
przedsiębiorczości. Pracowałem wówczas w firmie, sprowadzającej niemieckie 
systemy i urządzenia do wyposażenia sklepów. Niemcy za bezcen pozbywali 
się starego sprzętu, korzystając podwójnie: sprzedawali Polakom, nie pono- 
sząc kosztów utylizacji. Interes kręcił się wybornie, dopóki prokuratura nie 
ścignęła prezesa spółki, byłego agenta WSI w Berlinie. Z tego, co się orientuję, 
ściga go dotąd nieskutecznie, choć wiadomo, że przebywa na własnej wyspie, 
w odległym raju egzotycznym, co jakiś czas odwiedzając kraj rodzinny. 
     Pisząc ten tekst, sam zdumiony jestem jak dalece i niezdrowo uzależnieni 
jesteśmy od Niemców, szczególnie - niemieckich produktów. Jestem nietypo- 
wym Polakiem, bowiem nie cierpię zakupów w Lidlu, ani w Kauflandzie. Na 
ten ostatni jestem skazany, jako na najbliższy, duży sklep. Ciasnota i badzie- 
wie. Tęsknię za angielskim Tesco, w którym zaopatrywałem się w mydło, 
powidło i gacie, zanim wyparte zostało przez niemiecko - unijno - komunis- 
tyczną konkurencję. W przestronnej przestrzeni nie musiałem zderzać się z 
innymi klientami. Można było spokojnie porozmawiać z przygodnie spotkanymi
znajomymi; kupić Warszawską Gazetę; dyskretnie przymierzyć ubranie. Waże- 
nie odbywało się przy kasie; kas było wiele; kolejek mało. Po eliminacji 
Tesco, Niemcy z Duńczykami cofnęli handel w tym kraju o 20 lat. 
     Już w nowym tysiącleciu zatrudniłem się do remanentów w sieci sklepów z 
artykułami przemysłowymi, na terenie RFN. Jako doświadczonemu w tej 
branży, szło widocznie zbyt dobrze, bo popadłem w konflikt z kierującym całą 
akcją obywatelem RP, pochodzącym z Łodzi. Z niekłamaną radością opusz- 
czałem Niemcy, kończąc tę wyczerpującą pracę. Nie powiem, wynagrodzenie 
wypłacono uczciwie. Zorganizowano również nieodpłatny, indywidualny dojazd
do Wrocławia. Nawet proponowano później ponowne zatrudnienie. Smród 
jednak pozostał, nie z powodu Niemców, jednak nieprzyjemne skojarzenia, 
związane z ich krajem. 
     W pierwszych latach nowego tysiąclecia mieszkałem w innym kraju UE, 
jeszcze bardziej uzależnionym od Niemców, niż Polska. Pracowałem legalnie, 
a jakże - w niemieckiej fabryce motoryzacyjnej, płacąc wszelkie, obowiązujące
tam składki i odprowadzając podatki. Przechodząc na emeryturę, wystąpiłem 
również o tą zagraniczną. Niestety, zgodnie z unijnym prawem, zagraniczna 
emerytura przysługuje po przepracowaniu w innym kraju co najmniej pięciu lat.
Trochę mi zabrakło. Pobranych składek jednak nie zwrócono. Tak w Unii 
Europejskiej, pod przewodem niemieckiej praworządności, zusy rąbią ludzi po 
kieszeniach. Ukraińców polski ZUS wydaje się traktować nieco inaczej. 
     Ostatnio  pracowałem, za najniższe krajowe wynagrodzenie, w polskiej 
firmie, powiązanej z niemieckim kolejnictwem. Stare hale produkcyjne, posta- 
wione w latach sześćdziesiątych u.w., w których pierwotnie miały być wytwa- 
rzane konstrukcje stalowe dla Mostostalu warszawskiego i płockiego. Pierwszą
rzeczą, jaką Chińczycy uczynili, przyjechawszy w 2020 r. po odbiór wielkiego 
urządzenia dla Chicago, to włączyli aparaty fotograficzne swoich smartfonów, 
robiąc zdjęcia zabytkowej architektury przemysłowej z czasów środkowego 
Gomułki. U nich, takich budowli już nie ma. W XXI wieku przedsiębiorstwo 
przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Za komuny, dwie potężne hale tętniły 
życiem dwóch tysięcy zatrudnionych. Obecnie, wewnątrz jednej i wokół niej 
zalega tysiące ton cuchnących odpadów. W drugiej dogorywa owa firma, 
produkująca konstrukcje stalowe, podtrzymywana kroplówkami niemieckich 
zleceń. Zadłużona w ZUS, ścigana przez komornika, urzędy fiskalne i samorzą- 
dowe. 
     Gdybym wcześniej wiedział, że T-mobile jest niemieckim operatorem sieci 
komórkowej, nigdy z tym czymś nie podpisałbym dwuletniego cyrografu. 
Nękanie zaczęło się od początku. Jeszcze nie upłynął termin pierwszej opłaty, 
a już otrzymałem monit, że nie została zaksięgowana na rachunku zleceniodaw-
cy. Niemiecka centrala pogardliwie traktuje nie tylko polskich klientów, ale 
także nielojalnie swoich polskich pracowników. Ci udzielili mi rabatu, tymcza- 
sem niemiecka centrala zignorowała to w nadesłanej fakturze. Co więcej - 
zażądała karnej opłaty za jednodniową, nieterminową, uzasadnioną zwłokę w 
zapłacie kolejnej faktury, zasugerowaną wręcz przez pracowników T-mobile, 
podczas osobistego kontaktu w placówce terenowej. Owej kary dotąd nie 
zapłaciłem, mimo kilku przysłanych monitów, oczekując konsekwencji. 
T-mobile wybrałem z awersji do kolejek... do nich nie było. Teraz wiem 
dlaczego. Jakość usług oferowanych przez tę firmę jest żałosna; nie zamierzam 
korzystać z nich ani sekundy dłużej, ponad nieopacznie zakontraktowane 2 lata.
Obawiam się czy pozwolą odejść z numerem telefonu, posiadanym od wielu 
lat, jaki wniosłem aportem. 
Unikajcie niemieckiego Geschäft, jak ognia!

Co radzi w listopadzie 2022
Zbigniew M. Kozłowski