Requiem dla starości
Drepcze starzec, przygarbiony własnych win ciężarem.
Dźwiga wspomnień wór, na pochyłym łuku pleców.
Dokąd zdąża złą drogą i z jakim zamiarem
stuka laską, w szponach mocno zaciśniętych palców?
Za nim - młodość zniknęła w zamglonej oddali.
Przed nim - czarną otchłanią skraj życia majaczy.
Jego marną duszyczkę już diabli sprzedali
na bazarze nikomu niepotrzebnych rzeczy.
Rodzice i żona pomarli dawno temu.
Dzieci poszły za chlebem w cudzoziemskie strony.
Nie okazują przywiązania ojcu swemu.
Dla świata żywych jest ostatecznie stracony.
Przed świątynią zatrzymał się starzec z wahaniem.
Sił brakuje, do ołtarza dobrnąć nie może.
Wyblakłymi oczami zadaje pytanie:
Czy ja Ciebie, czy Ty mnie opuściłeś, Boże?
Przed konfesjonałem zrzucił wór, razem z kijem.
Oprócz grzechów, nie było w nim srebra, ni złota.
Organy zagrały nieśmiertelne requiem.
W kaplicy ludzi zbędnych dokonał żywota.
zmk 2017