Smrody unijne i dziury
Tęczowe gówna nie śmierdzą. Płocczanie zachwyceni, że filary ich molo
oblepiają kolorowe, fekalia. Warszawski establiszmęt wali swoje odchody prosto
do Wisły i nikomu w Unii Europejskiej to nie przeszkadza. Duńscy ekolodzy nie
biją na alarm, że Trzaskowski zasrywa Bałtyk. Zezwolili, by Niemcy z Rosjanami
położyli drugą, gazową rurę koło Bornholmu. Nie obawiają się katastrofalnego
zakłócenia biologii Bałtyku przez trujący gaz, wydobywający się z tysięcy bomb i
pojemników, zalegających morskie dno, a zatopionych przez Niemców i Rosjan,
ani prawdopodobnej awarii niemiecko - rosyjskich rurociągów i "wzbogacenia"
metanem bałtyckiego środowiska wodnego. Zabronili natomiast ułożenia gazowej,
pojedynczej rury Baltic Pipe na swoim terytorium, ponieważ zagrozić może
dobrostanowi ich myszy, szczurów i nietoperzy. Duńskim rybakom wolno przeła-
wiać Bałtyk. Coraz niższe natomiast tzw. "kwoty połowowe" przyznawane są
polskim rybakom, ograniczanie głębokości połowów, zakaz odłowu dorsza,
wszystko to celem likwidacji polskiego rybołówstwa na Bałtyku. Dalekomorskie
już dawno temu zlikwidowano.
Niemcy na potęgę rozbudowują swoją energetykę, opartą na spalaniu węgla, i
jest to ok. Polakom tego samego robić nie wolno, pod groźbą kar i sankcji. Cze-
chom nie wadzą niemieckie dziury, powstałe przy ich granicy po wybraniu węgla
brunatnego. Jurova załatwiła, że Polska ma płacić 0,5 mln euro dziennie za taką
samą dziurę, wykopywaną po polskiej stronie "Worka Turoszowskiego". Gdybyś-
my wybrali prezydentem Trzaskowskiego, polskie dziury Czechom nie vadziłyby
zapewne.
Niespełna 70 km na zachód od centrum Warszawy, pewna fabryka przetwórs-
twa spożywczego zasmradza bardzo skutecznie dwudziestotysięczne osiedle
mieszkaniowe, dając jednak mieszkańcom wybór: wdychać trujące opary siarko-
wodoru, albo zamykać szczelnie okna, nawet w upalne noce. Ta sama fabryka nie
smrodziła, kiedy była polskim przedsiębiorstwem państwowym, o przerobie
wielokrotnie większym, niż obecnie. Francuskie tęczowe gówna jednak śmierdzą i
to bardzo; nawet perfumowane.
Unijni komisarze pozbawili nas przemysłu stoczniowego, zarzucając niedopusz-
czalne dofinansowanie z budżetu państwa. W tym czasie, niemieckie stocznie
znakomicie rozwinęły swoją produkcję, dzięki państwowym dotacjom. Likwidując
dotychczasowe formy przemysłu, rozwinęliśmy najpotężniej w UE transport drogo-
wy, na bazie niemieckich, francuskich, szwedzkich i holenderskich ciężarówek, bo
polskich już nie produkujemy. Francja uznała, iż niedopuszczalnym jest, by po
unijnych autostradach jeździło najwięcej tirów, z tabliczką "PL", wybijając dziury
w unijnym asfalcie.
Przed przystąpieniem do Unii, produkowaliśmy w Europie najwięcej mleka.
Komisarze unijni, przy wydatniej pomocy niejakiego Wojciechowskiego, doprowa-
dzili do tego, że polscy rolnicy zwijają hodowle krów mlecznych, z powodu
zasmradzania przez nie unijnego powietrza. Wychodząc naprzeciw unijnym
nosom, nasz "najukochańszy przywódca" domagał się natychmiastowej likwidacji
smrododajnych ferm futerkowych. Wobec solidarnego oporu polskich rolników, ta
śmierdząca, nadgorliwa inicjatywa została chwilowo wstrzymana.
Pytanie: Ile jeszcze znieść musimy klęsk i porażek, by wydostać się z gówna
unijnej komuny? Liczę na to, że czerwoni komisarze, z niejakim Wojciechowskim,
zmuszą Polskę do płacenia coraz większego haraczu, pod przeróżnymi preteksta-
mi wstrzymując należne dotacje. Musi w końcu śmierdzący wrzód upokorzenia
narodu pęknąć i w referendum opowiemy się za Polexitem, zaprzestając wreszcie
wypłacania się komunistycznym eurokratom. No chyba, że nie jesteśmy już naro-
dem, a Polska to już cuchnące Polin, sterowane z Brukseli, Berlina, Waszyngtonu
i Jerozolimy.
Zbigniew M. Kozłowski 13.06.2021

