Czytając "Powrót do Jedwabnego 2" cz. 1
W reakcji na żydowskie oszczerstwa w sprawie Jedwabnego i poniżające hołdy
najwyższych polityków, składane Żydom, ukazuje się coraz więcej publikacji,
opartych na dowodach, ujawnionych podczas niedokończonej ekshumacji i rela-
cjach ostatnich żyjących świadków. Nawet Naczelny Sąd Administracyjny
odrzucił prawne uzasadnienie zakazu ekshumacji. Jak dotąd żadna z książek o tej
tematyce nie została przetłumaczona na chociażby język angielski. Pozostają
niejako w drugim obiegu, sprzedawane wysyłkowo. Nie docierają do publicznych
księgarń, ani bibliotek. Nie zależy bibliotekarzom, ani ich pracodawcom, by stały
się powszechnie dostępne. Nie zależy władzom państwowym, by sfinansować
przekłady i propagować zagranicą, by przeciwstawić żydowskim kłamstwom,
utrwalonym w opinii powszechnej. Jedwabne staje się miarą polskości, oceną
rzeczywistego patriotyzmu tchórzliwych polityków na podłych urzędach, obawia-
jących się konfrontacji z żydami i ich najsilniejszym patronem. Wolą poniżać
siebie, nas i naszych przodków, w oczach świata. Wolą zapłacić żydowskim
bandytom żądany haracz, to może się odczepią. Czym zapłacą? Dopowiedzcie
sobie sami.
Jestem przekonany, że Kaczyński i jego pisowska hołota nie przeczytali żadnej
publikacji o Jedwabnem, są przekonani o słuszności decyzji Lecha, nakazującej
IPN przerwanie ekshumacji i dającej Żydom pretekst do żądania haraczu. Dla nich
ważny jest żydowski, nie polski interes. Dla nich najważniejszym jest by to oni, nie
michnikowscy koalicjanci z totalnej targowicy, zasłużyli się żydowskiej diasporze
oraz Izraelowi. Nie wiem kto - pewnie Żyd - wymyślił głupie porzekadło: "prawda
zwycięży". Żydowska prawda tak, czyli fałsz!
"Mama opowiadała mi, że do babci zgłosiła się rodzina żydowska, tutaj w
Wityniach, wioska po sąsiedzku - żeby przechować ich przed Niemcami. Nieste-
ty, moja babcia z wielkim żalem i smutkiem odmówiła. Nie mogła tego zrobić
ze względu na swoich sąsiadów - obawiała się tych ludzi. Były takie niesnaski
sąsiedzkie jeszcze z czasów przedwojennych i wiedziała, że donieśliby. Zginęliby
wszyscy, i Żydzi i my. Musiała odmówić. I niestety, ci Żydzi potem zginęli. To
było jeszcze przed zbrodnią Niemców. Udali się do Jedwabnego i poprosili o
pomoc rodzinę Blusiewicz, przedwojennego listonosza, ale on też się bał. I ta
rodzina niestety zginęła, tak to wyglądało. Zanim jednak ktoś potępi moją
babcię i tego listonosza, niech sam sobie odpowie na pytanie: a co ty byś zrobił
w takiej sytuacji? Czy mając rodzinę, dzieci, wiedząc, że Niemcy są silni, że
może to trwać, latami, że zawsze może znaleźć się zły człowiek, donosiciel, zary-
zykowałbyś życiem nie tylko swoim, ale swoich dzieci? Niech każdy odpowie
sobie sam, zanim oceni."
Zadajmy inne pytania. Co zrobiliby wtedy Żydzi, będąc na miejscu Polaków?
Ilu gojów uratowaliby? Ilu Polaków uratowali Żydzi przed rozstrzelaniem i wywóz-
ką na Sybir, podczas okupacji sowieckiej, a ilu wydali w ręce oprawców z NKWD?
Ilu Palestyńczyków uratowaliby Żydzi, gdyby jakiś agresor najechał Izrael, z za-
miarem wymordowania wszystkich, żyjących tam muzułmanów? Odpowiedź
wydaje się oczywista: ZERO w każdym przypadku! Z jakiej więc racji wymagają
odmiennego traktowania wszystkich innych nacji wobec siebie?
"Postawiono pomnik Lenina. Za nieoddanie hołdu, czyli zdjęcia czapki przed
Leninem, można było mieć poważne kłopoty, z wywózką na Syberię włącznie.
Za taki drobiazg - jeśli ktoś doniósł. Niektórzy więc w donosach zmyślali, a
instancji odwoławczej nie było. 17 września, jak Rosjanie weszli do Jedwabne-
go, to najbardziej uaktywniło się ponad czterdziestu Żydów, którzy zostali głów-
nymi współpracownikammi władzy sowieckiej. Polacy byli spisywani przez tych
właśnie Żydów i to za ich poświadczeniem były wywózki. Zresztą piękny mural
jest tutaj zrobiony na tę okoliczność, tylko nic nie napisali, że Sowieci wywozili
z donosów Żydów. Mówi się tylko o Sowietach - o Żydach ani słowa, choć
wszyscy tu wiedzą, jak było. W okresie okupacji sowieckiej między 17 września
1939, a 22 czerwca 1941, Żydzi przyczynili się do wywózki przez Sowietów około
dwóch i pół tysiąca Polaków z tych terenów. Byli to głównie wykształceni ludzie
- nauczyciele z rodzinami, lekarze, rodziny wojskowych, księża, różni działa-
cze, no i bogaci. Byli też inni, na których doniesiono z byle powodu. Wszyscy
byli spisywani przez Żydów i za ich poświadczeniem wywożeni. Wielu już nie
wróciło. 10 lipca, w dniu spalenia Żydów, mój ojciec z moim dziadkiem byli
akurat u szewca w Jedwabnem. Tutaj - u Żyda. Ojciec, który miał wtedy 13 lat,
mieszkał pod Jedwabnem, niedaleko, i przyjechał ze swoim ojcem do szewca
na przymiarkę. Widział jak od Łomży wjechało kilka ciężarówek z Niemcami.
Na posterunku było tylko kilku Niemców, podobno Austriak był komendantem,
i oni sami by sobie nie poradzili ze spędzeniem całej żydowskiej społeczności.
Niemcy otoczyli teren Jedwabnego. Ojciec widział, jak Niemcy ganiają i
zmuszają Polaków, żeby pokazywali, gdzie mieszkają Żydzi i pomagali spędzić
ich na rynek. Ojciec z dziadkiem zobaczyli, co się dzieje i chyłkiem uciekli.
Niektórzy Polacy nie mieli tyle szczęścia i zostali zapędzeni do pilnowania i
pomagania. Dziadek mówił, że myśleli, że tych Żydów Niemcy wyślą na roboty -
nikt nie przypuszczał, że ich spalą. Tyle znam z relacji ojca i dziadka. Efekt
później był taki, że przy pomocy zmuszonych Polaków do pilnowania tej groma-
dy Żydów zapędzono ich tutaj do tej stodółki i później Niemcy ich spalili. W
miejscu tej tragedii do 2000 roku postawiony był kamień, na którym powojenne
władze kazały wykuć napis, jak sobie dobrze przypominam, o treści: "W tym
miejscu hitlerowcy spalili 1600 Żydów". Według opowieści, o której w Jedwab-
nem wiedzą wszyscy, kamieniarz, który to wykonywał, omyłkowo dodał jedno
"zero". Przed wojną w Jedwabnem mieszkało pięciuset sześćdziesięciu Żydów,
a część uciekła z Sowietami, niektórzy poukrywali się, innych przechowywali
Polacy, no i jeszcze po całym zajściu Niemcy stworzyli getto, które działało
około miesiąca, zanim ocaleni stąd Żydzi zostali przeniesieni do Łomży - tak
więc poza wszystkim innym nie było mowy, żeby to było tysiąc sześćset, bo niby
skąd? Te tysiąc sześćset pomordowanych to liczba z kosmosu. Podobno mieli to
od razu usunąć i zrobić "sto sześćdziesiąt" - jak było naprawdę - zamiast
"tysiąc sześćset", ale ktoś po wojnie - jak rządzili komuniści, w tym wielu
Żydów - wpadł na pomysł, że "niech nadwyżka idzie na konto hitlerowców".
Tylko, że później pojawił się Gross i to wykorzystał, obarczając Polaków. Także
te "tysiąc sześćset pomordowanych Żydów", które Gross później wykorzystał, to
liczba nie tyle nawet z kosmosu, jak powiedziałem, co z pomyłki na pomniku.
Ale Gross to nagłośnił i tak poszło w świat."
Szczęściem, jedwabieński kamieniarz pomylił się tylko o jedno zero, a i tak
świat przeklina Polaków o te w całości pomyłkowe 160+1440. Jak nisko zachowy-
waliby się "polscy" prezydenci, gdyby ów kamieniarz pomylił się dodając 4 zera?
Obciążeni jesteśmy odpowiedzialnością za śmierć 160 Żydów, których Niemcy i
Austriak kazali wskazać Polakom z Jedwabnego, pod groźbą śmierci. Żydów nikt
nie obarcza odpowidzialością za wydanie Sowietom 2500 Polaków z Jedwabnego,
chociaż nikt Żydów do tego nie zmuszał. Czynili to z czystej nienawiści do Polski
i Polaków.


