"Prawda ponad wszystko"  (11)

Odezwali się również żydowscy ocaleńcy z holocaustu! (Ben Edelbaum, 
Nesse Godin, Mel Mermelstein itd.), którzy ze zgrozą wspominali, że 
używali w obozach "żydowskiego mydła". Należy jednak podkreślić, iż 
najczęściej dowiadywali się o tym po wojnie. 
 
Do "mydlanego ataku" ruszyli wreszcie historycy, dziennikarze i propa-
gandyści. Przytoczmy 3 charakterystyczne głosy. W broszurze "Anatomia 
nazizmu" opublikowanej i sprzedawanej przez syjonistyczną "Ligę Anty-
defamacyjną" B'nai B'rith stwierdzono: "Proces brutalizacji nie skończył 
się wraz z masowymi morderstwami. Produkowano (także - DR) duże ilości 
mydła z ciał... pomordowanych". Podobnie uważa Konnilyn Feig w pracy 
"Obozy śmierci Hitlera" ("Hitlers Death Camps"). Nowojorski rabin 
Arthur Schneier w inwokacji do "Amerykańskiego Zgromadzenia 
Żydowskich Ocaleńców z Holocaustu" (Waszyngton kwiecień 1983 roku) 
uroczyście oznajmiał: "Pamiętamy kostki mydła z inicjałami RIF zrobione 
z ciał naszych ukochanych". 
 
Ich ofensywa poczęła wygasać 20-25 lat temu. Oto bowiem - zapewne pod 
wpływem rosnącego w siłę argumentów środowiska rewizjonistów holocau-
stu - pojawili się spóźnieni "towarzysze prawdy" w osobach żydowskich 
historyków, którzy z pewnym zażenowaniem poczęli wycofywać się z popie-
rania kompromitującego intelektualnie absurdu. I tak w opublikowanej w 
1980 roku książce "The Terrible Secret", Walter Laqueur potwierdził, że 
"żydowskie mydło" nie istniało. Gitta Sereny zauważyła natomiast w swej 
książce "Into That Darkness": "Powszechnie przyjęta historia o zwłokach 
używanych do produkcji mydła i nawozu, została ostatecznie obalona przez 
bardzo ceniony Centralny Urząd Śledczy ds. Zbrodni Nazistowskich w 
Ludwigsburgu". Deborah Lipstadt zaś ujawniła w 1981 roku: "faktem jest, 
że naziści nigdy nie używali ciał Żydów lub kogokolwiek innego do produkcji
mydła". Swoistym podsumowaniem nowego spojrzenia na poruszoną kwestię
były oświadczenia prof. Jehudy Bauera z Uniwersytetu Hebrajskiego oraz 
Szmula Krakowskiego, dyrektora archiwum w "Centrum Holocaustu" w 
Yad Vaszem. Panowie ci potwierdzili spóźnione rewelacje Laqueura, Sereny 
i Lipstadt. Inna sprawa, że zrobili to nieszczerze. Bauer bowiem zrzucił winę
za powstanie legendy o "ludzkim mydle na nazistów" (idiotyzm do n-tej 
potęgi). Tym samym rozgrzeszył swoich ziomków, aliantów i kogo tam 
jeszcze głoszących przez lata absurdy wołające o pomstę do nieba. Ale tak to 
już jest z wojenną lub powojenną propagandą: Niemcy nabijają na bagnety 
belgijskie dzieci, Bułgarzy gazują Serbów, Polacy unicestwiają sowieckich 
jeńców wojennych w 1920/21 roku, natomiast Saddam Husajn szachuje 
Stany Zjednoczone bronią atomową... 
 
I już na koniec powróćmy do wzmiankowanych kilka razy inicjałów RIF. 
Oznaczają one nic innego, jak "Reichsstelle fuer Industrielle Fettversor-
gung" (RIF - "Ośrodek Rzeszy ds Przemysłowego Zaopatrzenia w 
Tłuszcz"). Była to niemiecka agencja odpowiedzialna za wojenną produkcję 
i dystrybucję mydła, środków piorących itd. Mydło RIF było słabej jakości 
substytutem (ersatzem) niezawierającym tłuszczu... żadnego tłuszczu. Oto 
prosta historia wojennego mydła. Reszta - przywołując trzeźwy sąd znanego 
demaskatora propagandowych kłamstw - jest polityką. 
 
     Prawdę mówiąc, do momentu przeczytania rozdziału "Mydlana Opera" 
przekonany byłem o tym, że Niemcy istotnie przerabiali zwłoki więźniów 
obozowych na mydło, nie zastanawiając się nad tym, ile tłuszczu można 
wytopić z zagłodzonego człowieka. Nigdy wcześniej nie zostało bowiem 
zdementowane w szerokim obiegu to kłamstwo, szerzone w Polsce przez 
propagandę żydowsko-komunistyczną. Nabyta wiedza skłania mnie, by uwie- 
rzyć bez zastrzeżeń w rację dr. Ratajczaka. Wiarygodność wielu historyków 
żydowskich, bądź za takowych się podających, a szczególnie historyków 
komunistycznych i lewackich budzi poważne wątpliwości, zmuszając do 
krytycznego przyjmowania ich enuncjacji.