Czytając Ziemkiewicza "Michnikowszczyznę"

     Moje starcie z michnikowszczyzną, poza zmaganiem się z codziennością niełatwego życia 
nieuprzywilejowanego odrzutka transformacji polityczno - gospodarczej i rządów "nowej klasy", 
miało miejsce w marcu 2013. Zamieściłem wówczas na Blogu Newsweeka tekst p.t. 
"Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych"", który przedrukowuję pod zaznaczonym linkiem.
 Można sprawdzić, że składają się nań 3 cytaty, zaczerpnięte z różnych publikacji: 
- internetowej strony prawicowo - narodowej 
- Józef Buszko "Historia Polski 1864-1948" wyd. PWN z lat osiemdziesiątych XX w. 
- Gazeta Wyborcza - wstępniak redaktora naczelnego na okoliczność ogłoszenia przez prezydenta 
Komorowskiego Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. 
Publikacja wzbudziła agresywną reakcję blogowych hejterów, na co moja odpowiedź była następu- 
jąca: 
     "Kaniballizm rozumu 
Czasem, z prymitywnej dyskusji wynika potrzeba rozwinięcia myśli, jaką przedstawiło się zbyt 
lakonicznie, dla nie dość lotnych umysłów, przymkniętych dodatkowo zbyt dużą przysłoną, 
pozostawiającą za mały otwór na dostateczne naświetlenie ekspozycji. 
W tekście: "Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych",  wyraziłem swoją niezależną opinię o 
Adamie Michniku, jako głównej tubie propagandy transformacji. Mogę się mylić, ale naprawdę nie 
kojarzę żadnego innego publikatora, z procesami transformacji ustrojowo - gospodarczej, dokonują- 
cej się od 1989 roku, niż Gazeta Wyborcza. Ani tygodnik Solidarność, ani Nie, ani Polityka, TVP, 
TVN, ani Polsat, ani nawet Radio Maryja, jak Gazeta i personalnie - jej założyciel, współwłaściciel, 
redaktor naczelny, główny - ideologiczny i merytoryczny publicysta - pan Adam Michnik. Tuba, 
powiedziałbym wręcz - tuba samograj, wyrocznia, źródło rad i pouczeń. Góru polskiego dziennikar- 
stwa, autorytet i mentor dla młodych pokoleń jego następców, usytuowany na najwyższym piedes- 
tale Olimpu narodowych autorytetów. Nietykalny, decydujący, kogo, czy i kiedy postawić przed 
organami sprawiedliwości - afera Rywina. Arbiter elegantiarum, multimilioner, paradujący lekcewa- 
żąco, w niebieskich, plastikowych sabotach, na oficjalnej uroczystości.u Prezydenta Rzeczypospo- 
litej Polskiej. (Myślę, że Cejrowski nie odważyłby się przyjść na bosaka.) Obrońca 
"prześladowanych" kolegów po piórze - sprawa Maleszki "Ketmana". 
     Widziałem różnie zachowujące się osoby ze świecznika. Michnik, pokazany w programie 
Pospieszalskiego 28.02.2013., osłaniany czynnie przez agresywnego ochroniarza i adwokata, nie 
zniżył się do udzielenia odpowiedzi na zadawane pytanie. Nie raczył się umówić na stosowniejszą 
okazję, lekceważąc z piedestału swojej wysokości publiczną telewizję i jej odbiorców, w tym - także 
mnie. Zajął niezwykle wygodną pozycję: podpowiadać, krytykować, być autorytetem i za nic nie 
ponosić odpowiedzialności, nie musieć odpowiadać, wypowiadać się, ani niczego tłumaczyć, nie 
mając na to ochoty. Jakby nie był osobą publiczną. Któżby śmiał bowiem wyrazić niezbyt pochlebny
sąd o takiej personie, nie narażając się na zarzut antysemityzmu i atakowania osoby niepełnospraw- 
nej? Odważyłem się, pod swoim własnym nazwiskiem i natychmiast - naraziłem ... anonimowym 
obrońcom pana redaktora." 
     Po tym tekście nastąpił kolejny arogancki atak owych hejterów, nie mający żadnego odniesienia 
do meritum sprawy, sprzeciwiających się jakiejkolwiek krytyce Michnika, w stylu tego środowiska 
pseudointeligencji, zgodnym zresztą z zakulisowym zachowaniem ich mentora i mistrza. Zaskoczony
tak ordynarną reakcją, nie mogąc wyjaśnić skąd tak gwałtowny na mnie atak, zaprzestałem publiko- 
wania na Blogu Newsweeka, wycofując wszystkie swoje, zamieszczone tam teksty. Oświecenia, z 
jaką kulturą miałem wątpliwy zaszczyt zetknąć się wówczas, doznałem czytając Rafała 
Ziemkiewicza "Michnikowszczyzna. Zapis choroby". W istocie, michnikowszczyzna wydaje się 
chorobą przewlekłą i nieuleczalną, wstydliwą dla Polski. Opanowała wszystkie dziedziny życia tego 
kraju, w postaci oświeconego postkomunizmu, administrację, organa stanowienia i egzekucji prawa, 
gospodarkę. Bez zgody wszechwładnego biurokraty nie postawisz wychodka na swojej działce; na 
tyle Twojej, na ile urzędnik Ci pozwoli. W istocie postkomuniści, dzięki Michnikowi uzyskali więcej 
realnej władzy, niz mieli jej w PRL-u. Wówczas głównym decydentem była Moskwa. Obecnie, 
Rosjanie nie mają już tak zdecydowanego wpływu na rządy postkomunistów, ale nie łudźmy się, w 
każdej chwili mogą je odzyskać. Michnikowszczyzna jest na moskiewskie wpływy bardzo podatna. 
Największą tragedią jest już niemożność ucieczki przed wszechwładną michnikowszczyzną, przed 
komunistycznymi upiorami, przedzierzgniętymi w kapitalistów. Indywidua te potrafią zmieniać 
ubarwienie, jak kameleony, nie obrażając sympatycznych zwierzątek.  
     W zakończeniu "Michnikowszczyzny" Ziemkiewicz wyraża nadzieję: 
"Wierzę, że jesteśmy bliscy
uzdrowienia naszej publicznej debaty, że już niedługo uda nam się całkowicie wyleczyć tę 
chorobę, którą nazywam michnikowszczyzną, i która na paręnaście lat odebrała polskiej 
inteligencji zdolność myślenia. Wierzę, że to już niedługo."
 Pisał to w październiku 2006. Jest 
październik 2015 i historia zatoczyła koło - ponownie mamy nadzieję, że po ośmiu latach skorum- 
powanych rządów cynicznego towarzystwa wzajemnej asekuracji, nastąpi długo oczekiwana 
odmiana i rozpoczniemy wreszcie budowę państwa na miarę standardów kapitalizmu zachodniego. 
Skoro historia kołem się toczy, zachodzi jednak obawa, że w ciągu dwóch lat familia odzyska 
utraconą władzę. Obywatele RP chcieliby żyć godnie, po katolicku, mając jednocześnie możliwość 
zakombinowania czegoś na boku. Miotają się więc od michnikowszczyzny do rydzykowszczyzny 
(moherowszczyzny). Różnica pomiędzy październikiem 2006 a 2015 polega głównie na tym, iż za 
sprawą afery podsłuchowej upadło wiele autorytetów, będących filarami grupy wzajemnego 
wspierania (PO+PSL). Postkomuniści zaś, po aferze Rywina, odstali mocno od michnikowszczyzny,
nie uzyskawszy w ostatnich wyborach dostępu do parlamentu, czym nie wesprą koalicji antypisow- 
skiej. Pozostaje płonna nadzieja, że będzie to początkiem końca michnikowszczyzny - politycznego 
wrzodu, raka, toczącego III RP. Nie pozbędziemy się michnikowszczyzny, to pozostaniemy 
wyrobnikami panów z PSL, służącymi uwłaszczonych namiestników z SLD i ich aktualnych 
mocodawców, zbędnym odpadem transformacji, przeznaczonym do utylizacji przez autokratów z 
PO. Utylizacji tymczasem, dokonanej prawdopodobnie za sprawą michnikowszczyźnianej cenzury, 
uległa moja strona (www.turregio.keed.pl), natychniast po opublikowaniu na niej tekstu: 
"Czytając Ziemkiewicza "Myśli nowocesnego ENDEKA". 
     Na koniec nawiążę do mojej polemiki z Ziemkiewiczem: w sanacyjnej Polsce, w najmniejszy 
sposób, Żydzi nie zdominowali i nie zmonopolizowali życia politycznego, ani gospodarczego tak, jak 
postpeerelowscy komuniści trzecią RP. Zacytuję tu Józefa Mackiewicza z "Lewa wolna", wypo- 
wiedź żydowskiego lekarza ginekologa, cenionego w Wilnie dr Kowarskiego: 
"Za ruskich czasów 
dawało się łapówkę, ten brał i robił. Za niemieckich, brał łapówkę i nie robił. A za polskich, 
bierze łapówkę, i nie robi, i z obrazy honoru jeszcze bije po twarzy. To bardzo trudne czasy"

Polacy nie są ksenofobami z natury, ani nigdy takimi nie byli, poza marginalnym wyjątkiem. 
Skazani na masową emigrację, to my jesteśmy obiektem ksenofobii. Jak powiedział niedawno 
pewien znany minister o nazwisku jeszcze większym, niż młodszy brat Cata: 
"Chuj, dupa i kamieni
kupa"

zmk