"Poznaj Żyda" (3)
...dla Żydów, jako narodu, chcącego żyć, istnieć odrębnie, samodzielnie
poza resztą ludności, był Talmud wielkim mistrzem i dobrodziejem, bo
nauczył ich nieugiętej niczem odporności, wytrwałości, trzymając ich
żelazną ręką w kleszczach raz na zawsze wytyczonego programu - dla
Żydów, jako bezdomnych wygnańców, pozbawionych własnego oparcia,
skazanych na życie koczownicze w pośród obcych ludów, był złym doradcą,
bo, utwierdziwszy się w meglomanii, nienawiści, pogardzie do wszelakich
gojów, naraził ich na odwet tych gojów, na prześladowania - dla innowier-
ców był zawsze wrogiem, co wynika samo przez się z jego ducha.
Co lat kilkadziesiąt powtarzają się pogromy na całym obszarze ziem
cywilizowanych. Wypędzają ich Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, Niemcy,
Węgrzy i Czesi. Dochodzi do tego, że cesarze niemieccy mianują ich
"własnością skarbu" (Kammerknechte), aby ich zastawić przeciw gniewowi
tłumów.
Wstrętu do nich nie miały świeżo ochrzczone ludy germańskie, może
dlatego, że uważały ich za bliskich (przez stary Zakon) chrześcijaństwu.
Wizygoci żyli z nimi czas dłuższy w zgodzie, za co odzierali ich oni jako
kupcy ze skóry i zdradzali ich haniebnie, kiedy zaczęli się otrząsać z ich
wpływów. Maurów wezwali z Afryki, bramy miast im otworzyli.
Maurowie przygarnęli ich do siebie, nie z miłości bo mahometanie
nienawidzili ich lecz z wdzięczności. Obsypali ich przywilejami, dopuścili ich
do urzędów, do władzy, za co, zmiarkowawszy, że ich dobrodzieje słabną,
gasną, a chrześcijańskie Królestwo Kastylijskie się wzmaga, rośnie, zdra-
dzili ich, pomagając nowym mocarzom.
We Frankonii i Burgundii siedzieli sobie wygodnie, ciepło, jak u Pana
Boga za piecem. Lubił ich Karol Wielki, uwielbiał ich jego syn, Ludwik
Pobożny, razem ze swoją żoną, Judytą, opiekował się nimi syn Ludwika,
Karol Łysy. Jak u siebie gospodarowali, lekceważąc chrześcijan, wciskając
się na dwór cesarski, otaczając tron zwartym kołem.
Nie zdziałały nic próby asymilatorskie imperatorów rzymskich, nic
życzliwość Wizygotów i Maurów, nic miłość frankońskich i burgundzkich
władców. Żyd, zamiast zbliżać się do swoich przyjaciół i dobrodziejów,
oddalał się od nich tem więcej, im mocniejszym się czuł, pewniejszym siebie.
"Wybraniec", "osobliwy", "święty" podnosił zawsze butnie głowę,
ilekroć się przestał bać silniejszego. A potrząsając głową, obrażał nierozważ-
nie uczucia religijne swoich gospodarzy, wyszydzał ich wiarę, obryzgiwał ich
świętości, zapomniawszy w swojej megalomanii, że był wszędzie słabszym,
że goje byli wszędzie od niego mocniejsi liczbą i że im się jego bezmyślna
arogancja może z czasem sprzykrzyć.
Gdy się do wyszkolenia kupieckiego Żydów doda "etykę" Talmudu w
stosunku do innowierców, jej nienawiść, bezwzględność, jej pełną swobodę,
nieskrępowaną niczym, nietrudno się domyślić, jakiego rodzaju handlarz
wyszedł z tej brudnej mikstury.
Wydrzeć z goja pieniądze bez względu na drogi i środki, wyssać z niego
ostatni grosz, zniszczyć go, zrujnować, wykierować na nędzarza, na dziada,
aby się stał bezsilnym, bezbronnym - oto hasło handlarza żydowskiego.
Przebiegłość kupiecka podała rękę nienawiści "wybrańca" do mocniejszego
goja, pogardy dla nuchry, akuma, poganina, bałwochwalcy, bydlęcia i
skleiła typ żydowskiego kupca, odtworzoneg w szekspirowskim Szajloku.
Towarem, opłacającym się najobficiej, był w wiekach średnich niewolnik,
jeniec wojenny. Na niego to rzucił się Żyd skwapliwie, szukając go w całej
Europie, głównie na ziemiach germańskich i słowiańskich. I do nas, do
starej Polski, ciągnął, wlokąc na postronku naszą krew do Hiszpanii i
Portugalii.
Żyd średniowieczny zagarnął cały handel niewolnikami, ciągnął z tego
ohydnego procederu ogromne zyski. Żydzi czescy, prascy n.p. dorobili się
na tym "towarze" tak ogromnych fortun, iż mówiono o ich skarbach w
całym świecie.
Lichwa nie była dla Żydów średniowiecznych nowiną. "Będziesz pożyczał
wielu narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał i będziesz panował
nad wielu narodami, a one nad tobą panować nie będą." (Deuter. XV, 6).
"Nie pożyczysz bratu twemu na lichwę pieniędzy, ani zboża, ani żadnej innej
rzeczy, ale obcemu." (Deuter. 19, 20).
Przez całe wieki średnie i nowsze aż do wielkiej rewolucji francuskiej
idzie jedna i ta sama skarga: "Żydzi plwają na wiarę chrześcijańską i
uciskają ubogich." Cesarz Henryk Święty, łagodnego serca władca, przypa-
truje się spokojnie rozruchom antysemickim, bo jakiś prozelita żydowski
pisze ohydne paszkwile na chrześcijaństwo (około r. 1010). Ludwik Święty
depce ich bez litości, bo "wyzyskują ubogich". Wolnomyślny Fryderyk
Barbarossa nienawidzi ich, bo "wynoszą się nad inne narody". Papież
Eugeniusz III kasuje długi, zaciągnięte u nich, bo "wybrali lichwą dawno
kapitał z procentami". To samo czynią książęta bawarscy i wolne miasta
Szwajcaryi, to samo jeszcze Napoleon I. Biją ich bez litości protestanci, bo,
wabieni przez Lutra do nowego wyznania, do asymilacji, zamiast pochwycić
podawaną im rękę, urągają ewangelikom, drwią z ich nowinek.
Ciągle ta sama skarga: lichwa, wyzysk, plwanie na wiarę Chrystusową.
I ciągle ten sam skutek: pogrom!
Każdy inny naród porzuciłby haniebne rzemiosło, gdyby go ono tyle
kosztowało, gdyby musiał za nie ciągle pokutować. Bo na cóż przydały się
Żydom olbrzymie fortuny, kiedy pierwszy lepszy pogrom zniszczył owoc ich
długiej, a nieuczciwej pracy?
Żydzi woleli być bici, poniewierani, ograbiani, nawet zabijani, byle się
nie zmieszać z gojami, z "bydlętami".
Upór ich podtrzymywała niezłamana niczym potężna wola semicka.
Wyrzuceni jednymi drzwiami, wracają drugimi; zgromadzeni nie spieszą do
Jerozolimy, o co się modlą codziennie, lecz przyczajają się gdzieś w pobliżu,
czekając na uspokojenie umysłów. Gdy namiętność ostyga, wciskają się
znów wszystkimi szczelinami do kraju, z którego ich wypędzono i bogacą się
w lat kilkanaście.
Wegetować niczym sukulent na innym organizmie; wykorzystać, wynisz-
czyć, zdradzić. Tylko od narodu polskiego masowego pogromu nigdy nie
doznali (nie licząc zajść, sprowokowanych przez obce władze). Jakiego narodu
nienawidzą najbardziej na świecie?



