"Prawda ponad wszystko" (18)
Granica czesko-niemiecka w Furth im Wald (Bawaria). Czesi, Niemcy i
Austriacy bez sprawdzania paszportów przekraczają zonę. My oczywiście
zostajemy odprowadzeni przez niemieckiego "chłopka-roztropka" o wyglą-
dzie gnoma (dosłownie: reaktywowany towarzysz Babiuch) na boczek i
starannie "skipiszowani". Nie oszczędził nawet mojej osobistej butelki z
wodą mineralną. Bawar otworzył ją i powąchał. Sherlok Holmes się znalazł!
Przechodzący obok turysta czeski podpowiada mu w łamanej niemczyźnie:
"Polacy przemytnicy". Wielkie dziąki bracie - Słowianinie. Chyba z tym
Zaolziem nie miałem racji...
Ścinamy Austrię i wjeżdżamy nocą na granicę z Liechtensteinem. Na
budynku powiewają dwie flagi: Księstwa i Szwajcarii (Liechtenstein jest w
unii celnej z Helwecją). Turyści przemykają jeden po drugim. Nas szwaj-
carscy celnicy odstawiają na prawo i za chwilę zaczyna się "rock and roll".
Zdejmują dekle z kół, odchylają siedzenia, łamią plastikową "wajchę" przy
przednim fotelu, rozrywają - podobno - nieumyślnie tapicerkę. Podchodzę do
Zbyszka, chcąc pomóc mu wyjąć torbę z samochodu. Gdzie tam - nie wolno.
Szwajcar pcha mnie na pobliski stolik i warczy: "stój, gdzie teraz stoisz".
Jego uwagę przykuwa mały odważnik wiszący na plastycznej lince. To
pamiątka Zbyszka z kanadyjskich czasów służąca samoobronie. Celnik
rozhuśtuje żelazny przyrząd nad naszymi głowami. Gdyby urwał się i trafił
postronną osobę byłoby nieszczęście. Czy potomkowie Wilhelma Tella są
kretynami? Wreszcie nakazują odjechać. Nie, nie łapsy. Powoli pakujemy
rozbebeszone rzeczy do samochodu. Ostentacyjnie sprawdzam zawartość
przeszukiwanego wcześniej portfela. "Coś nie tak?" - pyta Szwajcar w
ledwie zrozumiałym niemiecko-helweckim bełkocie. "OK, ale wolę się
upewnić, że mi nic nie zginęło" - odpowiadam po angielsku. Taka mała
polska zemsta.
Po otwarciu banków udajemy się na Herrengasse. Zbyszek, kuty na cztery
nogi, prowadzi rozmowy z bankowcami na temat założenia konta, przelewu
przez bank jego kanadyjskiej emerytury itd. Ci jednak przede wszystkim
pragną się dowiedzieć, dlaczego chce w ich banku złożyć pieniądze, skąd je
ma, gdzie pracował, czy płaci podatki. Przesłuchania mają czysto policyjny
charakter! Przyjaciel po wyjściu z ostatniego banku jest zniesmaczony,
"Potraktowano mnie jak szmatę, bo jestem Polakiem" - stwierdził. "Niech
się wypchają, tym bardziej, że oprocentowanie jest do niczego" - dodał z
lekką pogardą.
Cóż, ostatnie spojrzenie na Księstwo i lichtensteinskie dziewczyny (niemal
wszystkie są zmodyfikowane genetycznie; widać po gabarytach, że wysysają
czekoladę "Milkę" wraz z mlekiem matki) i w drogę. Sytuacja się powtarza.
Chamscy celnicy, "drugokategoryjne" traktowanie. Na czeskiej granicy
gruba jak szafa grająca urzędniczka pyta nas czy mamy "zbożi". "Nie
mamy, bo proszę pani zboże już upłynnili nasi niezawodni posłowie" -
dowala jej Zbyszek. "Fajna ta twoja Europa, nie ma co. Albo idioci, albo
policjanci" - zauważa filozoficznie. Było pozostać w Kanadzie, Zbyszku, oj
było...
Tak było przed Schengen. W 2025. podobny opis wjazdu do Niemiec
wyglądałby następująco: "Stoimy w długim korku, przed granicą, chcąc
wjechać do Niemiec. Wyjeżdżających stamtąd nikt nie zatrzymuje. Niemiecka
policja i celnicy sprawdzają natomiast wszystkie samochody, wjeżdżające do
Niemiec z rejestracją polską, ukraińską, białoruską, litewską, łotewską.
Wyłapują migrantów na oko - Polak rodowity, ale zbyt ciemny - zawracają."
Niemcy sami zwożą statkami do siebie i krajów Europy południowej tysiące
Afrykańczyków, których wywożą potem do Polski, przy tym pilnują, by z
Polski do nich żaden Afrykańczyk, czy Arab się nie przedostał. Jaka w tej
głupocie jest metoda? Tego chyba nie wie nawet ich sługa najwierniejszy,
zlecający budowę 49 hosteli dla spodziewanych dziesiątek, bądź setek tysięcy
migrantów, dostarczanych z Niemiec i wszystkim polskim starostom nakazu-
jący przygotować się na przyjęcie po 200 migrantów do każdego powiatu. To
na początek. Do tego każdemu mają zapewnić wysokie zasiłki. Być może
metody upokarzania Polaków, stosowane przez Niemców i opisane przez
Ratajczaka, nadal używane, mają sprawiać tak dokuczliwe przykrości, istotom
zamieszkującym obszar pomiędzy Bugiem i Odrą, by szybciej, gremialnie
wyzbywały się rodowodu polskiego i polskiej państwowości, deklarując się
sługami narodu niemieckiego lub obywatelami proniemieckiego mikrolandu.



