"SPOWIEDZ' ANTYSEMITY" (2)
Prawdopodobnie najwyższa liczba ofiar Auschwitz-Birkenau (9 milionów)
została zacytowana we francuskim filmie dokumentalnym "Noc i mgła",
który oglądały miliony uczniów szkolnych na całym świecie.
Natomiast w "The New York Times" (3 marca 1991) ukazuje się doniesienie
oparte całkowicie na niemieckich wojennych dokumentach obozowych, które
zostały przejęte przez Rosjan. Zgodnie z tymi "oficjalnymi źródłami" ofiarą
obozu padło 73 137 osób, w tym 38 031 Żydów (nieco ponad 50%). Doku-
menty te, nawiasem pisząc, stwierdzają, iż ogólna liczba zmarłych i zabi-
tych w ramach niemieckiego systemu obozów koncentracyjnych w latach
1935-1945 wynosi niecałe 404 tysiące osób. Pamiętajmy jednak, że są to
dane "oficjalne", drastycznie zaniżające rzeczywistą liczbę ofiar, a zatem
niewiarygodne.
Od 9 000 000 do 73 137! Przy takiej rozbieżności nawet wyciągnięcie
średniej jest fałszywą daną. Tak, jak z Holokaustu uczyniono "Industry",
tak i w Muzeum Auschwitz współcześnie liczą "money", nie ofiary.
Z wielką przyjemnością odpowiadam na list p. Przemysława Saneckiego
("Czy aby fałszywka?", "Ncz!" 3/2004) będący reakcją na tekst mojego
autorstwa pomieszczony w "Najwyższym czasie!" ("Auschwitzkie szacun-
ki", 51/52 2003).
Panie Przemysławie, niech pan nie będzie Naiwny, twierdząc, iż "bezpo-
średnio po wojnie... nie bawiono się jeszcze w ewidentne fałszerstwa".
Jest dużo gorzej, "bawiono się" na długo przed zakończeniem działań
wojennych. Czy Pan wie, że już w maju 1942 roku Nahum Goldmann
(późniejszy prezydent Światowego Kongresu Żydowskiego) uważał, iż z 8
milionów Żydów znajdujących się w niemieckiej sferze wpływów (za dużo)
przeżyje od 2 do 3 milionów (już się pojawia mityczne 6 milionów!!!)? Skąd
o tym wiedział?! A dlaczego syjoniści planowali wzniesienie w Muzeum
Holokaustu w Yad Vaszem również w 1942 roku (berlińska "Die Tageszei-
tung", 24 maja 1995). Wie Pan, im więcej zajmuję się tymi tematami, tym
wiem mniej. A może i wiem więcej, ale nie powiem. Pan wybaczy, ale to
ostatnie zdanie dedykuję wielkiej polskiej pisarce, pani Magdalenie Tulli.
Niech się głowi niewiasta.
1. Oto stajemy się ważnym, obliczalnym, realnym sojusznikiem światowego
supermocarstwa - Stanów Zjednoczonych.
2. Ma to o tyle kapitalne znaczenie, że Niemcy, filar groźnej dla interesu
narodowego Polski Unii Europejskiej (już na pewno w jej obecnym kształ-
cie), nie poparły amerykańskiej interwencji w Iraku, ba, wręcz pokazały
Jankesom plecy z przyległościami.
3. W związku z tym - myślałem głośno - stajemy się amerykańskim "koniem
trojańskim" mogącym zawsze liczyć na "Wielkiego Brata". Jeżeli, tytułem
przykładu, pewnego pięknego dnia Berlin albo "niemiecka Europa" wysuną
roszczenia terytorialne wobec Polski, dzielni potomkowie Jerzego Waszyng-
tona twardo oświadczą: "Ręce precz od naszego koalicjanta" albo: "Poland
or Death" ("Polska albo Śmierć").
4. W zamian za poparcie antysaddamowskiej akcji załatwimy niemal "od
ręki" kilka ważnych i mniej ważnych spraw. Chodzi min. o wojskową
konwersję naszego zadłużenia zagranicznego, zastopowanie przez rząd
amerykański żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski, jasno wyra-
żoną zgodę na instalację amerykańskich baz wojskowych na terytorium RP
(najlepiej na ziemiach północno-zachodnich; Niemcy od razu zrozumieliby
o co tu chodzi) i zniesienie - zgoda, rzecz to symboliczna - wiz dla obywateli
polskich udających się do USA.
A swoją drogą, jakiż to dramat, że od 250 lat duży, historyczny naród musi
wybierać między "lepszym" i "gorszym" złem. Rosja lub Prusy, Napoleon
lub Aleksander, brytyjskie gwarancje bez pokrycia lub Adolf Hitler, nieu-
dacznicy lub zdrajcy, "Chamy" lub "Żydy", wreszcie Bush lub Schroeder?
Dobry Panie Boże, cóżem Ci zawinił. Odpuść na chwilę, tylko na chwilę...
Dziś: Putin lub von der Leyen! Dramat narodu, którego rządzące elity, od
250 lat frymarczą jego niepodległością. Ledwie 35 lat względnie suwerennej,
neokomunistycznej wolności, a już chcą ją przehandlować na zniemczony
euroland przywiślański. Inna sprawa: jaki naród, takie jego elity. O Sowietach
bredzono, iż "naród" wspaniały, tylko władze ma ... niezbyt miłe.



