"Trzecia władza"  (34)

     W pierwszej wybranej KRS w 1990 r. aż szesnastu członków należało do 
PZPR lub partii satelickich, dwóch było sędziami stanu wojennego, a jeden 
dyrektorem Urzędu ds. Wyznań. Tacy ludzie decydowali o pierwszych 
nominacjach i awansach w wolnej Polsce. Na początku lat 90. przez KRS 
przeszło kilka tysięcy sędziów. Czy można mówić w ich przypadku o "nie- 
skażonym źródle"? A jak bardzo byli w swoich działaniach "niezależni", 
kierując się dobrem kadr wymiaru sprawiedliwości, pokazuje choćby sprawa
prof. Adama Strzembosza. Profesor miał problem z uzyskaniem rekomen- 
dacji na sędziego SN w 1990 r. od świeżo utworzonej i zdominowanej przez 
członków PZPR Krajowej Rady Sądownictwa, bo był działaczem "Solidar- 
ności" i głównym negocjatorem opozycji w sprawach prawnych przy Okrąg- 
łym Stole. Żadnych problemów, aby taką rekomendację otrzymać, nie miał 
natomiast sędzia Józef Iwulski. Nikomu w KRS nie przeszkadzała jego 
przeszłość w stanie wojennym, gdy skazywał opozycjonistów na więzienie, 
podobnie jak członkostwo w PZPR i strukturach WSW. Nikt do jego życio- 
rysu nawet nie próbował zaglądać. Rekomendacja do SN oznaczała oddzie- 
lenie grubą kreską i niepamięć. Z drugiej strony, czy nie byłby to wyjątkowy 
paradoks, gdyby sędziowie stanu wojennego zasiadający w KRS sprawdzali 
w życiorysach innych sędziów, czy w stanie wojennym byli praworządni i 
niezawiśli? 
     Czy można więc bez intelektualnego fałszu powiedzieć, że tamta KRS 
była mitycznym wzorem wszystkich cnót, fundamentem niezależnego 
sądownictwa, a ta po 2017 r. zaprzeczeniem tego wszystkiego? Tego 
poglądu nie da się obronić. 
     Można iść w tych rozważaniach jeszcze dalej. Zakwestionowanie "poli- 
tycznej" KRS sprawiło, że sędziowie, którzy przeszli przez jej ocenę, zostali 
naznaczeni jako prawnicy, co do których nie ma pewności, że ich wyroki 
będą sprawiedliwe i bezstronne. 
     Stąd też zalegalizowanie możliwości przeprowadzenia testu niezawisłości 
takiego sędziego. Paradoks polega na tym, że weryfikatorami ich niezależ- 
ności mieli być ludzie, którzy albo na początku lat 90. sami przechodzili 
proces nominacyjny przed KRS złożoną z sędziów z partyjnymi legitymacja- 
mi, albo wcześniej w PRL otrzymali nominacje i awanse od gen. Jaruzel- 
skiego i Rady Państwa. Teraz okazywało się, że ich niezawisłość jest bez 
zarzutu. Fakt, że w PRL nie można było zostać sędzią bez woli partii pozos- 
tawał bez znaczenia, podobnie jak brak weryfikacji środowiska sędziowskie- 
go w 1989 r., która doprowadziłaby do odsiania z szeregów trzeciej władzy 
tych sędziów, którzy sprzeniewierzyli się swojej niezawisłości. 
     Brak tych rozliczeń jest największym grzechem. Elity prawnicze same 
uznały, że są rozliczone i one teraz wyznaczają standardy i kryteria. Przesz- 
łość nie była brana pod uwagę przy badaniu sędziowskiej niezawisłości. Stąd
też paradoks. Sędziowie z demokratycznym mandatem, którzy przeszli przez 
wybraną w politycznym trybie KRS, bo tak chciał ustawodawca, mogą być 
skażeni brakiem bezstronności, ich wyroki mogą zostać uznane za nieważne,
a oni sami - za niesędziów. 
     Sędziowie nominowani przez gen. Jaruzelskiego i Radę Państwa w 
państwie totalitarnym, którzy nie przeszli żadnej weryfikacji po 1989 r., są 
bezstronni i niezawiśli, a kwestionowanie tego traktowane jest jak zamach 
na ich niezawisłość. To samo dotyczy sędziów z początku lat 90., którzy 
przeszli przez świeżo utworzoną KRS, z sędziami z bezpartyjnymi legityma-  
cjami i nominacjami od prezydenta Jaruzelskiego. 
     To drugie rozumienie rzeczywistości zwyciężyło. 
     Potwierdzeniem słuszności tej opinii, uzasadnionej w przytoczonym powy- 
żej cytacie, jest publiczna wypowiedź 20 listopada 2024, podczas prasowego 
briefingu, lewackiego prawnika o peerelowskich korzeniach, Ryszarda Kalisza, 
de facto nielegalnego członka Państwowej Komisji Wyborczej, po odrzuceniu 
przez tę Komisję sprawozdania wyborczego PiS. Mecenas Kalisz oświadczył 
wówczas, że ewentualny wyrok Sądu Najwyższego, negujący decyzję PKW, 
po rozpatrzeniu odwołania, złożonego przez PiS, nie będzie uznany. Jako 
wysokiej rangi urzędnik państwowy, mianowany przez premiera Tuska, oficjal-
nie zakwestionował legalność najwyższej instancji sądowniczej kraju. W 
państwie o przyzwoitej praworządności, w państwie szanowanego prawa, 
zostałby oskarżony o szerzenie anarchii, nieposzanowanie naczelnych organów 
państwa oraz złożenie deklaracji łamania obowiązujących przepisów konstytu-
cyjnych. Zostałby skazany, pozbawiony mandatu członka Państwowej Komisji 
Wyborczej i prawa wykonywania zawodów prawniczych. Niestety, pod 
bodnaryckimi rządami Tuska, Polska nie jest państwem o przyzwoitej prawo- 
rządności. W tym kraju, prawnicy i politycy mogą bezkarnie dopuszczać się 
łamania prawa i negacji zapisów konstytucji, mając dla takiego postępowania 
akceptację instytucji unijnych, rządzącej Koalicji Obywatelskiej i jej wybor- 
ców. 
     Nierozliczenie się z komunizmem, przyjęcie lewackiego i liberalnego 
ustroju, tolerowanie anarchistycznego postępowania prawników, pokroju mec. 
Kalisza, doprowadziło ten kraj na skraj upadku. Każda komuna, także unijna, 
skończy swój żywot tragicznie. POLEXIT - to ostatnia godzina na ratunek dla 
polskiego państwa narodowego.