SŁUCHAJĄC GOYESCAS

"Pieśń o Rolandzie" - jeśli ktoś nie wie lub nie pamięta - przypomnę, iż jest
wierszowanym eposem, zawierającym apoteozę cnót rycerza Rolanda, sios-
trzeńca Karola Wielkiego, który zginął bohatersko w boju, zaatakowany pod-
stępnie przez Saracenów, w wąwozie Ronsewal w Pirenejach, zabezpieczając
tyły wojsk cesarza, podczas wyprawy w 778 roku na Hiszpanię, opanowaną
przez Maurów. Przez wieki owo dzieło francuskich truwerów było sztandaro-
wym pomnikiem literatury średniowiecznej i wzorcem cnót dla katolików,
dopóki krytyczni historycy nie poczęli sprawdzać wiarygodności zapisu.
Wyszło oto na jaw, iż właściwie nic w opowieści tej nie jest zgodne z prawdą.
Opisywana jako wielki triumf, wyprawa Karola, która zakończyć się miała
zdobyciem Kordoby, okazała się żałosnym odwrotem spod niezdobytych,
potężnych murów Saragossy. Do Córdoby, ówczesnej stolicy kalifatu iberyj-
skich muzułmanów, wojowie Karola mieli stąd ponad 300 km wojowania z
Maurami. W wąwozie ronsewalskim zaś dzielny Roland i jego kompan Oliwier
zginęli z rąk Basków, broniąc wozów, wypełnionych tym, co wielka armia
frankońskich rycerzy zdobyła, grabiąc biednych górali pirenejskich. Broniąc
łupu tym zacieklej, gdyż na Maurach wiele się nie obłowiono. Nie dotarli
zapewne nawet do Fuendetodos, odległego 44 km na południe od Saragossy.
10 wieków później urodził się tam Francisco Goya. Przeżył najazd innego,
wielkiego cesarza Francuzów - Napoleona. Jako artysta, czyli istota wrażliwa,
omal nie zwariował na skutek tych przeżyć. Nawet czcigodni ojcowie inkwizy-
torzy zainteresowali się jego mrocznymi dziełami o niebezpiecznej wymowie.
Zainteresowali się także portretem nagiej Mai, czyli księżnej wielkiego rodu,
ale to już inna historia. Goya narysował min. cykl grafik "Kaprysy", a prze-
wodnią zatytułował: "Gdy rozum śpi, budzą się demony".
146 km na wschód od Saragossy leży miasto Lérida, po katalońsku -
Lleyda. Urodził się tu znakomity kompozytor i pianista Enrique Granados. 24
marca 1916 roku zginął wraz z żoną Amparo na brytyjskim promie "Sussex",
storpedowanym przez U-Boota, w Kanale La Manche. Powracał via Folkesto-
ne z nowojorskiej premiery swojej opery "Goyescas", którą skomponował pod
wpływem wrażeń, doznanych podczas oglądania obrazów Goyi. Właściwie,
wrażenia swe zawarł wprzód w cyklu miniatur fortepianowych. Jeśli Kataloń-
czycy uzyskają niepodległość, Granados będzie rozdartym dwupaństwowcem,
niczym polsko - białoruski Moniuszko. Zginął jako obywatel kraju niezaanga-
żowanego w działania wojenne, zanim 20 lat później jego współobywatele
zabijani będą masowo przez lotników, rodaków kapitana tegoż U_Boota. Im
bardziej zagłębiać się w historię i kulturę Hiszpanii, tym więcej odnajduje się
podobieństw do historii Rzeczypospolitej. Więcej nawet niż u Francuzów i
wszystkich naszych sąsiadów. Jakież inne narody kultywują nadal z taką urodą
tradycje uroczystości kościelnych? Podobnie, jak my, dotąd nie mogą uporać
się z upiorną przeszłością. Oczywiście, nie chodzi tu o porównanie naszej
"przewrotki" majowej do ich wojny domowej, a o haniebne postępki Polaków
podczas II wojny i udział w utworzeniu z Polski sowieckiego satelity. Rosjanie
traumy nie mają z powodu wymordowania kilku milionów swoich obywateli i
kilkuset tysięcy - naszych. My swoją martyrologię i holokaust kultywujemy za
pomocą literatury, teatru, filmu i muzyki. Ekspresyjni Hiszpanie-głównie przy
pomocy obrazu. Dali podpalił żyrafę, Picasso namalował zbombardowaną
przez Luftwaffe Guernicę, Goya - powstańców Madrytu, rozstrzelanych przez
napoleońskich żandarmów Europy. Jedynym bodaj konfliktem zbrojnym polsko
-hiszpańskim była szarża szwoleżerów w Wąwozie Somosierry. No cóż,
wariatów nawet się nie sądzi, a Kozietulski w pełni rozumu być nie mógł, skoro
żywot swój w domu wariatów zakończył. (Podkopałem właśnie bohaterski mit
swojego ziomala.) Od Hiszpanów odróżnia nas przede wszystkim to, że oni
mieli kolonie, a my tylko pragnęliśmy je mieć.
Hiszpanie, wydaje się, mieli mniej obłudny od Francuzów, mniej romanty-
czny, a bardziej pragmatyczny pogląd na cnoty rycerskie. Ich narodowy bohater
-Rodrigo (Ruy) Díaz de Vivar, znany jako Cyd Waleczny, ceniony był za
męstwo i wojenne efekty, niezależnie jakiemu suzerenowi służył. Szlify rycer-
skie zdobył w wiernej służbie dla króla Kastylii Sancha II Mocnego. Uczestni-
czył w wojennej wyprawie przeciw mauretańskiej Taifie Saragossy (Saraqusty)
w 1063 roku. Dowodził następnie wojskiem Sancha w konflikcie wewnątrz-
rodzinnym, przyczyniając się do zjednoczenia królestw Kastylii i Leónu. Po
śmierci Sancha, przypisywanej zleconemu zabójcy, wynajętemu przez rodzeń-
stwo, Cyd popadł w niełaskę nowego króla - Alfonsa VI Mężnego, wprzód
zostawszy jego zięciem. Jako uczciwy rycerz najemny, z równym poświęce-
niem walczył po stronie książąt katolickich przeciw Saracenom, jak i z wład-
cami muzułmańskimi przeciw chrześcijanom. Po wypędzeniu z Kastylii,
przeszedł był bowiem na stronę taifatu Saragossy. Osiadł ostatecznie w
Walencji, zdobytej przez siebie na Maurach, żyjąc niczym książę udzielny,
dzięki majątkowi, zyskanemu na wojnach.
Tym, czym dla Polaków jest Szczerbiec, dla Hiszpanów - miecz Cyda - La
Tizona. Dzieje Cyda opiewali nie tylko średniowieczni truwerzy ("Pieśń o
Cydzie"), ale także późniejsi twórcy: Pierre Corneille napisał dramat, operę
skomponował Jules Massenet, zaś w 1961 roku nakręcono w Hollywood film
fabularny "El Cid" z Charltonem Hestonem i Sophią Loren w rolach głównych.
Kiedy Cyd był celebrytą, nie było paparazzich. Dziś El Cid Campeador, z
pomnika w Sewilli, paparazzich ma w końskim, spiżowym zadzie.