Krótka historia młodego narodowca
Listy Stacha
"Toporów 2.VIII.1937 r.
Kochani Rodzice
P.S. Pozdrowienia dla znajomych i przyjaciół!"
Piszę ten list już z nowej kwatery z obozu, a więc w warunkach bojowych i
dlatego posługuję się tylko ołówkiem. Cały poprzedni tydzień zeszedł mi bardzo
szybko, albowiem do środy były przygotowania do wymarszu na obóz, zaś już od
środy do piątku trwał marsz. Ciężko mi było wytrzymać pod ciężkim plecakiem.
Wprawdzie ciężaru mogłem uniknąć, przez wyrzucenie z plecaka mięsa w
postaci baleronu, słoniny i suchej kiełbasy - tej, którą wziąłem jeszcze z domu.
Chowałem ją z myślą o marszu, o solidnym odżywianiu się. I rzeczywiście
odżywiałem się b. dobrze skonsumowawszy przez 2 i pół dnia marszu połowę
słoniny przesłanej mi przez Sałkowskiego. Proszę sobie wyobrazić, że oprócz
słoniny zjadłem też suchą kiełbasę no i jeszcze landrynek 30 dekagramów.
Żarłok jestem co? Jak zaznaczyłem na początku, jestem na obozie i czuję się
zupełnie zdrów i liczę dni, jakie pozostały mi do końca ćwiczeń.
Krążą wersje, że będziemy zwolnieni przed terminem, jednak wątpię w to
i spodziewam się, że będziemy wolni dopiero w sobotę 21 sierpnia. Okropnie
przykrzy się tutaj na tych pustkowiach, na których nawet trawa wypaliła się od
słońca, ziemia na ścierniskach popękała. Kochany Toporów znajduje się nieda-
leko zeszłorocznych Więcław, tylko w gorszych jeszcze piaskach. Nie wolno
o tem tak dużo rozpisywać się i dlatego ja też kończę opis okolicy. Słońce jeszcze
kilka dni porządnie dopiekało i opaliłem się na twarzy jak murzyn. Krosta
zagoiła się jedynie pozostała sina plama. Udam się do doktora, aby zobaczył czy
uda się to świństwo usunąć. Koledzy mi mówią, że trzeba otworzyć i wypuścić
zepsutą krew jaka zebrała się w miejscu dawniejszej krosty. Przestałem wierzyć
w tą (nieczytelne). Wszystko widocznie to bajka, oparta na przypadkowych
zdarzeniach. Dosyć zapewne o tem. Niezbyt byłem zadowolony, otrzymawszy od
Was paczkę, (nieczytelne) przecież muszę ją wziąć ze sobą, a raczej na sobie do
obozu. Nie wiem co naopowiadał Wam Sałkowski; zaznaczam, że posłałem go
tylko po list od Was. Mówił mi, że już prawie po żniwach, oby rzeczywiście tak
było. Jak skończyło się z żytem wymłóconem przed żniwami? Macie teraz
pieniądze? Nie myślcie Kochani, że pytam się z myślą o przesyłce. Broń Boże!
Pieniędzy mam dość i ufam, że kupię sobie zegarek lub przywiozę jeszcze z
dwadzieścia złotych. Dziwiło mię, że tak mało Tatuś napisał mi o domu.
Ciekawy jestem jak było ze śmiercią Romana i z pogrzebem jego. Tymczasem
o tem prawie że nic mi nie napisaliście. W poprzednią niedzielę mogłem razem
ze Sałkowskim przyjechać do Skierniewic, jednak trochę żal mi było
(nieczytelne) na koszty. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, rozsądźcie Wy! Trzeba
też napisać list do Rudy, a mnie dziwnie ciężko zabrać się do napisania listu,
a czas szybko leci. Kończy się już przerwa obiadowa i muszę skończyć i czekać
na list od Was. Jeślibyście nie odpisali, to i tak spodziewajcie się listu przed
15-tym.
Najserdeczniejsze pozdrowienia
Kochanym Rodzicom przesyła
Stach
Stach (drugi od prawej) z kolegami na ul. Sienkiewicza
Smutno mi, tak dziwnie smutno mi od momentu gdy zostawiłem Cię samą w
Przygłowie. Droga do obozu wydawała mi się nieskończoną, szedłem, a raczej
wlokłem się myśląc tylko o Tobie, zgadując co Ty carissima w tym czasie robisz,
co myślisz, czy nie nabijasz się ze mnie, że zakochałem się w Tobie, tak dziw-
nej, a zarazem cudnej kobiecie. Ale co stało się już nie wróci się. Czasu minio-
nego nikt już zawrócić nie może. Tak samo jest i z moją miłością. Nikt, żadna
kobieta nie potrafi już wyrwać z mego serca obrazu wizerunku kobiety, z którą
tak niedługo miałem przyjemność obcować, z którą szybko musiałem się
rozstać"
"Kochana Renko!
Ostatni zachowany list Stacha; nigdy nie dotarł do adresatki. Nie znamy losów
Renki z Przygłowa w powiecie piotrkowskim, poznanej zapewne podczas ostatnie-
go wojskowego obozu w Toporowie lub Więcławach nad Wartą.
Koperta listu z KL Auschwitz