Noc w Barcelonie
Uwielbiam miejsce urocze,
niczym pięknej góry zbocze,
z gładkimi ud wyniosłymi
pasmami, odchodzącymi
od głównej grani.
Męskie - fuj! - takie niesmaczne,
Dyndające i pokraczne.
Wiem, są tacy, co je lubią.
Niech tam się ze sobą skubią!
Kocham tej pani,
z którą byłem w noc czarowną,
w noc majową, w noc upojną,
w Barcelonie, mieście cudnym,
rozmarzonym i ułudnym.
Bzykały świerszcze
opętanie do księżyca,
okrągłego, jak miednica.
Palmy i agawy ostre,
ulice, od kwiatów pstre,
uśpione jeszcze.
Z Montjuic - wzgórza wyniosłego,
spoza muru wysokiego,
na moich barkach siedziała,
Barcelonę oglądała,
pełna zachwytu.
Uda gołe, obłok biały,
twarz mą ciasno okalały.
Na mym karku miękki ciężar,
jakże przyjemny dla męża,
do głowy zawrotu.
Później zaś, pod latarniami,
z kamiennymi postaciami,
tańczyliśmy z ich sardaną;
w katalońską noc pijaną;
noc pełną wrażeń.
Nad morzem, na ciemnym zboczu,
z daleka od ludzkich oczu,
tuląc się bliżej i bliżej,
obejmując niżej i niżej,
szliśmy do marzeń.
Cudne doliny reglowe,
piękne wzgórza morenowe
i krasowe wywierzysko
zezwalała mi to wszystko
eksplorować.
Zajęci, nie dostrzegliśmy aż ...
"W pełni księżyca piękna twarz -
tak blado - jasna, jasno - blada
kochanka kochankowi rada ..."
... poczęło świtać.